Nienawidzę zimy! Szczerze. Przez cztery miesiące roku moje życie staje się do wytrzymania. Szczególnie wychodzenie z domu, podróż do szkoły, powrót z niej, poranny jogging i każda inna aktywność na świeżym (przenikającym zimnem) powietrzu. Moje wyjście z domu wygląda mniej więcej tak. Najpierw termiczna bielizna, którą w szkole, sklepie, kinie powinnam zdjąć, bo idzie się ugotować. Potem 10 warstw różnych t-shirtów, podkoszulek, bluzek, bluz, swetrów. Same ubranie tylu rzeczy zajmuje już całość czasu przeznaczonego na poranne rytuały, a to dopiero początek. Kiedy już mam zapewnione względne ciepło w górnej części mojego ciała. Trzeba zająć się dołem. Zwykle rajstopy zaczynam nosić już pod koniec października. Miny moich koleżanek, kiedy na wf zorientują się, że już je nosze, mówią wszystko... Nawet nie zastanawiam się czy taki stan rzeczy jest normalny, po prostu jak jest mi zimno to się ubieram i nikt nie będzie mi mówił jak mam to robić! Tak więc rajstopy, potem jeśli jest więcej (a raczej mniej) niż -10 st. ubieram jeszcze legginsy, w których biegam po szkole i na koniec dżinsy (w ekstremalnych warunkach drogę do i ze szkoły pokonuję w spodniach narciarskich).
Ja już nawet nie wspominam o wszystkich czapkach, różnej grubości rękawiczkach, nausznikach i opaskach, które noszę przez cały jesienno-zimowy okres... Ada pierwsza czapkę nakłada i ostatnia ją ściąga - taka jest prawda. Jeszcze tylko dodam, że choćbym ubrała się niczym "Anaruk chłopiec z Grenlandii" to i tak prawdopodobieństwo, że pewnego dnia i tak mnie przewieje, albo zmrozi na kość jest jakieś 100%. Nienawidzę zimy! Jedyne co mi pozostaje to przetrzymać jeszcze 2 miesiące i nie poddawać się zimie. Dodam tylko, że właśnie pakuję się na wyjazd na narty... Już nie mogę się doczekać odmarzniętych kończyn i czerwonego nosa jak u Rudolfa. Ale tylko czekam, żeby stanąć na górze stoku i pokazać całej Słowacji jak się (nie)jeździ na nartach. Życzcie mi ciepłego pobytu!
ciąg dalszy nastąpi...