Pogoda zrobiła się piękna! Nieznośnie piękna. Do tego stopnia, że do szkoły chodzi niecałe 20% wszystkich uczniów, co ciekawe nauczyciele też stwierdzili, że nie ma co się kisić w szkole, kiedy można się pobyczyć na plaży... Finalnie nikt nie zaprząta sobie głowy edukacją. O ile jeszcze można to "edukacją" nazwać. Od kilku tygodni nauka wygląda dość schematycznie. Na każdej lekcji: "Spacer wokół jeziora (moja szkoła jest w pięknej okolicy nad jeziorkiem)?" albo "Zajmijcie się sobą, bo ja mam masę papierkowej roboty...". Koszmar. Nic dziwnego, że uznaliśmy to za bezsens i zawsze wieczorem ugadujemy się, czy iść do szkoły, czy nie! Zapewne dość to nieodpowiedzialne i niezrozumiałe dla rodziców, ale niech się nie upierają, że też tak nigdy nie robili... (No może nie robili przez facebooka, bo to nie było im dane.)
Z powodu nadmiaru czasu zdarza się, że człowiek głupieje. W moim przypadku padło na paznokcie. Tak często (patrz: co drugi dzień) malowałam tylko w podstawówce, kiedy to ścigałam się z koleżanką na ilość posiadanych lakierów. Mino że, półka w lodówce (bo tam trzymam swoje skarby) się ugina od nadmiaru emalii, nie mam serca ich wyrzucić. A że łatwo się nudzę MUSZĘ kupować sobie nowy lakier co 2 tygodnie. Nie muszę chyba dodawać, że nigdy nie zużywam go do końca? Dlatego też Ada, znana ze swojej oszczędności, a może czasami skąpstwa, nabywa lakiery o cenie nie przekraczającej 5zł. Kilka razy zdarzyło mi się kupić smarowidło (za dużo razy użyłam słowa lakier) za 7/8zł. Ale to za sprawą "nieprzeciętnego, jakże modnego i niesamowicie niespotykanego" koloru, który dodajmy znudził mi się po trzecim malowaniu... Jakby nie patrzeć wady takich lakierów są nieuniknione: a). odpryskują po podrapaniu się w policzek, b). potrafią być bardzo nieskłonne go zmycia i c). trzeba nakładać 2234567 warstw... Mimo tego, pozostanę wiierną fanką lakierów z bezcłowego za 3,5zł. Kocham ich rozmiar (miniminimini) i cenę.