Monday, January 27, 2014

needed: sales rehab

Lenistwo i zabieganie nie zna w styczniu granic... Moje weekendy sprawiają, że tylko czekam na poniedziałek. Czy to normalne? Gdzieś już słyszałam: "Idę do pracy, aby odpocząć", ale do szkoły?! To jakaś patologia... Na szczęście ferie zaczęły się na dobre, ale jeśli ktoś myśli, że moje dni wyglądają tak jak te opisywanie gdzieś tam na tumblr.com (chodzi mi o te hipsterskie zdjęcia książki, kubka wypełnionego kawą/czekoladą/waniliową herbatą z czapą bitej śmietany i karmelu, ewentualnie zamiast książki Vogue, ELLE, Glamour, albo coś równie "modnego") to się  g r u b o  myli. W tej bieganinie nie zauważyłam nawet jak od kilku ostatnich tygodni mój #ootd (Jezu, jak długo zajęło mi rozszyfrowanie, co to znaczy! - dla nie zorientowanych tak jak ja jeszcze wczoraj Outfit Of The Day. Btw, obiecuję zerwać, a przynajmniej ograniczyć Instagram...) składał się ze swetra+legginsów. Oczywiście nie jednego, ale kilku. Jak co roku, co sezon, co kilka miesięcy wpadłam w spiralę i kupuję tylko jeden zestaw ciuchów - w tym roku swetry i legginsy, ewentualnie różnokolorowe spodnie. Dopiero W. uświadomiła mi, że czas coś zmienić. No to zmieniłam - sweter na bluzkę... Ech, chyba nie o to jej chodziło...

/Laziness and seeking are too huge in January for me... My weekends make me just waiting for Monday. Is this normal? Where have I heard : "I'm going to work, to rest ", but to school? Is this a pathology... Fortunately winter holidays have begun, but if someone thinks my days look like they describe somewhere on tumblr.com (mean those photo of book, a cup filled with coffee/chocolate/vanilla tea with a cap of whipped cream and caramel possibly with the book or Vogue, ELLE, Glamour, or something equally "fashionable") is a coarsely wrong. In the bustle did not see even the last few weeks my #OOTD ( Jesus, how long it took me to decipher what it means - for not oriented like me yesterday Outfit Of The Day. Btw, I promise to break, or at least reduce Instagram... ) consisted of a sweater + leggings . Of course, not one, but several . As every year, every season, every few months I fell into a spiral and buy only one set of clothes - including the sweaters and leggings, or different colored pants. Only W. made ​​me realize it's time to change something . Well, I changed - sweater on a blouse... Eh, probably it's not what she meant.../



W każdym razie, jednym z moich nowych postanowień noworocznych może być ten, w którym obiecałam sobie, że będę kupować nowe ciuchy wtedy i tylko wtedy, gdy uda mi się sprzedać jakąś zbędną rzecz z mojej szafy. Cóż, nie idzie mi za dobrze... Założyłam co prawda konto na vinted.pl (klik-klik) , ale jak dotąd sprzedałam tylko jedną parę spodenek, a już kupiłam sukienkę, spódniczkę (zdj. niżej), koszulę, sweter (!!!! Jezu...) i buty (zdj. niżej). Chociaż muszę powiedzieć, że i tak nieźle trzymałam się na wyprzedażach, a uwierzcie mi, łatwo nie było. I tak powstrzymałam się od kupy bardzo-mi-potrzebnych-super-tanich-modnych-ciuszków. Ale niestety moje postanowienia nie dotyczyły zakupów do kuchni... No i przybiegłam do domu z dwoma paczkami papilotek na muffiny, formą na ciasto w kształcie tortu, wyciskarkami do ciastek w kształcie bałwanków, serem na sernik i 3 kilogramami pomarańczy... Dochodzę do wniosku, że do sklepu trzeba mnie wpuszczać tylko w kaftanie bezpieczeństwa... Niedługo ktoś będzie mi wydzielał kieszonkowe po 2zł codziennie i skończy się moje szaleństwo.

/Anyway, one of my New Year's resolutions may be one in which I promised myself that I will buy new clothes if (and only if) I can sell some unnecessary thing from my wardrobe. Well, not going so well... Although I put an account on vinted.pl (clik-clik), but so far I've sold only one pair of shorts, and already bought a dress, a skirt (ph. below), shirt, sweater (!!! Jezus... ) and shoes (ph. below). Although I must say that, and so well kept up on clearance sales, and believe me, it wasn't easy. And so refrained from piles of very- I-need-super-cheap-chic-clothes . But unfortunately my order didn't relate to shopping for the kitchen... Well, I jumped to the house with two forms on muffins, form in the cake-shape, cheese for cheescake and 3 pounds of oranges... I come to the conclusion that someone should radiate my pocket after 2 zloty every day and end my madness./
/legginsy H&M, T-shirt Sinsay, denim jacket Vintage, sweather no-name/
W kuchni istne szaleństwo! Ostatnie dni, pomimo tego, że powinnam spędzić nad książką do historii i (o zgrozo!) matematyki, spędziłam głównie w piekarniku, ewentualnie w garach. Odkrywam w sobie Master Chef'a. Niektórzy twierdzą, że nieźle mi to wychodzi. W buncie przeciwko tak uwielbianym babeczkom, brownie, tortom z kremem, domowej chałwy i wielu, wielu smakołykom ociekającym od tłuszczu i cukru, powstały batoniki zbożowe. Mój braciszek tylko popukał się w czółko, a tata pokręcił nosem. I weź bądź tu pro slowlife... Po prostu się nie da!
Póki co kończę, bo właśnie czuję, że ciasto na donuty już wyrosło... Buzia!

/In my kichen - just craziness! Recent days, despite the fact that I should spend over a book for History and (horror of horrors!) Maths spent mostly in the oven, or in the midst pans. I discover in myself the Master Chef. Some say that quite well. The revolt against such a adored cupcakes, brownie, cakes with cream, homemade halva and many delicacies dripping with fat and sugar, cereal bars created. My brother just tapped his forehead, and my dad shook his nose. And how to be pro SlowLife here... You just can not be!
As long as I finish, I just feel that the dough into donuts have grown ... Kisses!/

/skirt: Bershka%/

/shoes: H&M%/


Wednesday, January 1, 2014

Xmas/New Year's Eve mix

/dress: (prawie-jak-od-Marc'a-Jacobs'a) no name/
Uff... Już się bałam, że będzie tak jak w mojej ulubionej książce "Dynastia Miziołków" i życzenia noworoczne dostaniecie na Wielkanoc. Swoją drogą, z tradycyjnym "Wesołych Świąt" mam niezłe spóźnienie, ale co tam! W ramach zadość uczynienia umieszczam moje ulubione zdjęcia z Wigilii i Sylwestra. Proszę nie zwracać uwagi na jakość, a na wartość sentymentalną, która jest dla mnie ogromna. Większość została zrobiona w istnym pędzie i pośpiechu. 



Oto rewolwerowiec (however it's called) mierzący ilość spaghetti odpowiednią dla jednej/dwóch/trzech/czterech osób. W życiu nie wymyśliłabym czegoś podobnego. Dodam tylko, że to prezent od mojego 12 letniego braciszka. Nie tyle urzeka mnie praktyczność tego "urządzenia", co fakt, że Kuba się mocno postarał i dał mi podarunek z rodzaju tych, najbardziej fajnych. Otóż, w ogóle pamiętał o mnie, pamiętał że lubię gotować, wie że lubię prezenty oryginalne, takie na które normalnie bym sobie nie pozwoliłą i postanowił dać mi coś co połączy te wszystkie cechy. I wyszedł rewolwerowiec...! 
Poduszka ze zdjęciem Janki (psa, z którym mam wrażenie łączy mnie niebanalna więź) to prezent chyba najwspanialszy. Św. Mikołaj zawiódł jak co roku, i jak co roku nie dał mi psa, ale za to mam piękną poduszeczkę (hand-made!!!), które będzie mi przypominać, że "A home without a dog is just a house". Vogue'a nie muszę chyba komentować. Może tylko wspomnę, że jest to wydanie holenderskie i równie dobrze mogłoby być napisane po chińsku, albo cyrylicą - jednym słowem, nic nie rozumiem. Ale ciuchy, sesje i elegancka forma powalają.




Być może to nie pedagogiczne, że 16-latka robi likier, ale cóż, był pyszny,a  ponieważ zbliżamy się do sylwestrowych zdjęć i tradycyjnego "Dosiego roku" lub bardziej nowoczesnego "szczęśliwego Nowego Roku" albo już w ogóle supernew "Happy New Year" to czuję się usprawiedliwiona. Oczywiście ja go nie piłam! (ofkors) Co do fajerwerek, to jakież było moje zdziwienie kiedy to 10-letni chłopczyk wskazywał w sklepie swojemu ojcu jakie petardy chce w tym roku, a ja po prostu poprosiłam o zimne ognie... Nie wiem czy się śmiać, czy płakać?
/blouse: Papaya, skirt: no name/