Sunday, July 21, 2013

from village to metropolis




Tradycyjnie po długiej nieobecności: przepraszam. Wraz z rozpoczęciem się wakacji wyemigrowałam na pod olsztyńską wieś. „Moja wiocha”. Jeżdżę tam odkąd tylko pamiętam. Mam zdjęcie jako malutki, łysy, płaczący co chwila bobas na ramieniu mamy. Można by to miejsce nazwać totalnym odludziem. Cisza, spokój, ptaszki – takie rzeczy. Jezioro. Co z tego, że zwykle zimne i raczej nie można go nazwać czystym… Przejrzystość wody ogranicza się tylko do tego co masz aktualnie prostu przed nosem. Do zeszłego roku nie było nawet sklepu spożywczego. Po chleb jeździło się 2km drogą bardzo mało bezpieczną. Nie może tu być mowy o stałym zasięgu. Każda rozmowa przez telefon przypomina jakiś chory spacer. Mówisz, nagle nic nie słyszysz, tamta osoba też chyba nie, zmieniasz miejsce, nic, znowu i nic, rozłączasz się, zmieniasz miejsce, mówisz, słuchasz, znowu nic nie słyszysz… Koszmar.




Z tym, że ostatnio zauważyłam ogromne zmiany. Po wsi jeżdżą coraz lepsze, nowsze samochody. Z nich wysiadają panienki w wysokich szpilach od Christiana Louboutina i z torbą z najnowszej kolekcji Diora. Pojawiają się nowoczesne, można by nawet powiedzieć, ekskluzywne domy. I ja się pytam czego oni wszyscy tu szukają? Już wiem. Tego zresztą co ja. Ciszy, spokoju, jeziora. Wydaje mi się, że wszystko wypiękniało. Brzeg jeziora jest jakby mniej zarośnięty, trawa jest jakby bardziej zielona, droga prostsza, cisza bardziej cicha, domki letniskowe ładniejsze, jakby ktoś o nie w końcu zadbał. Oczywiście o istnieniu Internetu dowiedzieliśmy się tutaj z lekkim opóźnieniem. Były małe problemy z zasięgiem, ale w końcu odebrałam słabiutki sygnał… i połączyłam się z fecebookiem na molo. Tylko czy to jest nadal „moja” wiocha? Chyba stała się bardziej otwarta, kosmopolityczna. Każdy może zajrzeć w „mój” świat. Kiedyś każdego znałam, wiedziałam gdzie pracuje, co je na obiad. Dziś już nie. Jest tu dużo „obcych”, których bardzo możliwe nigdy nie poznam. I to jest smutne.

W każdym razie na razie jestem zmuszona opuścić swój świat. Właśnie staram się spakować. Plusy są takie, że mam pewność, iż w Grecji na pewno będzie ciepło. Wiem, co mam wziąć. Wszystko zaplanowałam. Oczywiście przypomina mi się co chwila kolejna, mega-mi-potrzebna-rzecz. Mam wrażenie, że walizka jakąś cudowną, magiczną mocą zmienia swoje rozmiary. Z każdą minutą jest coraz mniejsza…



Saturday, July 20, 2013

me on Instagram


Jak zwykle podniecona jakąś "nową" rzeczą... Wstawiam zdjęcia jak szalona, niektóre koleżanki patrzą na mnie jak na kosmitkę. Stałam się uzależniona od swojego telefonu. Czy to wciąż normalne? "Who cares, I don't!". Strasznie mi się to podoba, póki co. Szczerze? Długo się zastanawiałam czy wchodzić w Inst. Bo co może być fajnego w robieniu, przerabianiu i wstawianiu zdjęć tego co noszę, zjadam, na co patrzę (!). Tylko dlaczego podoba mi się jak inni to robią? Może dlatego, że lubię po prostu oglądać "ładne obrazki". Czuję się wtedy taka.. (i tu pada nowe, hipsterskie słówko) zainspirowana. Serio! chce mi się coś robić, pokazać, zaistnieć, żyć. Pewnie to głupie, a ja tak na prawdę powoli zmieniam się w internetowe zombie. Cóż, na razie mi z tym dobrze.



Friday, July 12, 2013

old apple trees

Krótka fotorelacja z mistrzost świata w siatkówce plażowej Mazury 2013. 
Przepraszam, że zaczynam od cukierków, ale nie mogłam się powstrzymać... ;)






/top, shorts: New Yorker, shoes: Deichmann, glasses: H&M/



Heh, tu też nie mogłam się powdtrzymać. Moich kochani koledzy byli oburzeni: "Co ty na MŚ w plażówce jedziesz, a zdjęcie sobie z kucharzem robisz?! Trzeba było Fijałka wyrwać...!" Być może mają i rację, ale to było silniejsze ode mnie. Żałuję tylko, że nie miałam okazji spróbować jego dania, a najlepiej podpatrzeć jak gotuje. W idealnym świecie zaprosiłby mnie do kuchni i pokazał jakieś "super triki". Ale to tylko w moich snach. Tak dla ścisłości to cały czas mówię tu o facecie z którym stoję, Karol Okrasa. Nie o tym po lewej.
:)


Wednesday, July 3, 2013

waiting for journey

Ktoś mi przypomniał o istnieniu bloga... Nie, nie zapomniałam o nim! Moim największym problemem jest brak fotografa. To głównie dlatego, że niewiele osób z mojego otoczenia o nim wie. Dlaczego? Może chcę mieć coś, co należy tylko i wyłącznie do mnie? Tak, to chyba to. Jestem osobą, która MUSI mieć własną przestrzeń, wolność. Dotyczy to wszystkiego. Od wolności w tym co ubieram, jem i kupuję. Po mój styl życia, rozkład dnia. Jeśli ktoś mi tę wolność odbiera albo chce narzucić własne zdanie, ograniczyć mnie i mój sposób myślenia, to się denerwuję. Lubie robić wszystko sama. Nie mam pojęcia dlaczego. Minusy takiego postępowania są oczywiste: do dobrych rozwiązań dochodzę zwykle dużo później, ale satysfakcja jest ogromna... Może chodzi o tę satysfakcję? Teraz muszę troszkę to zmienić i nauczyć się dzielić takimi rzeczami z drugą osobą. Dla mnie nie jest to najłatwiejsze!

/Someone reminded me of the existence of my blog ... No, I haven't forgotten about it! My biggest problem is the lack of a photographer. This is mainly because many people around  me don't know about it. Why? Maybe I want to have something that belongs only to me? Yeah, that's probably. I am a person who MUST have their own space, freedom. It includes everything. Freedom in what I wear, eat, and buy. In my lifestyle or daily schedule. If someone's going to take my freedom or wants to impose his own opinion, to limit me and my way of thinking, I'm getting nervous. I like to do everything by myself. I have no idea why. Disadvantages of this procedure are obvious: the best solutions usually brings me much later, but the satisfaction is immense ... Maybe it's about the satisfaction? Now I have to change it a little and learn to share those things with another person. For me, this isn't the easiest!/

/costume: second-hand, glasses: H&M/

Świadectwa rozdane. Pasek jest, na szczęście nie na tyłku... Pozostaje tylko czekać, gdzie się dostanę? Na razie napawam się myślą o dwóch miesiącach laby. Chyba najbardziej czekam na wyjazd do Grecji. Nie mogę się doczekać jak już tam dotrę i będę mogła chłonąć wszystko co nowe. Jedzenie, kulturę, ludzi. Uwielbiam to! Zupełnie mnie nie bawi leżenie plackiem na przyhotelowej plaży i czekanie aż słońce opali mnie na skwarkę... Nuda! Chcę biegać po targach i szukać nowych smaków, zapachów. Jeść na ulicy to co lokalni ludzie (myślę, że dla dobra sprawy zjadłabym nawet robaki, żeby tylko poznać coś nowego). Dlaczego na ulicy? Zauważyłam, że hotele są sfokusowane na to, aby wszystko co podają do jedzenia smakowało zarówno Europejczykowi jak i Azjacie. Na stole można wtedy znaleźć włoskie spaghetti, pizze, tureckie kebaby, amerykańskie nugetsy z frytkami dla dzieci i mesę innych rzeczy... Raz dostałam na obiad ziemniaki z wody, schabowego w panierce i mizerię... Czy to jest jedzenie śródziemnomorskie?! Marzę, aby stać się na te 10 dni Greczynką. Ubierać się w to co one, podglądać jak się poruszają, w jaki sposób mówią. Można by się jeszcze nauczyć kilku słówek po grecku, żeby zrobić wrażenie na Grekach. Ciekawe czy to trudny język..? To się nazywa podróżowanie! Obiecuje zrobić masę zdjęć i wszystko Wam pokazać.

/Certificates handed out.  It remains only to wait, where will I get to (I mean High School)? For now, I delight in the thought of two months rest. I most look forward to a trip to Greece. I'm going to find out as much as possible about the food, the culture, the people. I love it! I'm not into passive lying on the beach... Boring! I want to run on the markets and look for new tastes and smells. Eating on the street what that local people eat (I think could eat even ants just to learn something new). Why on the street? I noticed that hotels want to satisfie both the European and Asians. The table can then find Italian pasta and pizzas, Turkish kebabs, American chips and nugets for children and mess of other things ( of course not local)... Once I got to lunch really  p o l i s h  food... I dream to become a Greek in these 10 days. Dress up in what they do, watch how they move, what and how they say. I might even learn a few words in Greek, in order to make an impression on the Greeks. I wonder if this is a difficult language ..? It's called traveling! I promise to take lots of pictures and show you everything./